Jakiś czas temu, gdy Pierworodna budziła się w nocy, co godzinę lub nawet częściej, ponownie zaczęłam „bywać” na forach o tematyce związanych z macierzyństwem etc.
Wychodzące ząbki dały jednak znać, że z dzieckiem się nic nie dzieje. Od wczoraj Pierworodna gra z nami w grę – kto zgadnie ile mam już ząbków? Były 2, a teraz jednocześnie wyszły 4 albo 6 i dzielnie próbujemy podejrzeć ile.
Bez obaw, wpis nie będzie narzekaniem, jak to się nie wysypiamy, bo dziecko ząbkuje.
Język ojczysty – jak rozmawiać z dzieckiem?
Po „przeczesaniu” kilkunastu forów dzieciowych i rodzicielskich zaczęłam się zastanawiać, czy kobiety jak zostają matkami doznają jakiegoś uwstecznienia? A może na tych forach, blogach i innych portalach wypowiadają się tylko matki, które na co dzień wszystkie swoje wypowiedzi zdrabniają. Czy stając się rodzicem zapominamy, co to język ojczysty?
Nie wiem, ale z moich obserwacji wyciągam wniosek, że nie każda Matka Polka mówi do swojego dziecka w języku, który za chwilę chciałaby usłyszeć.
Na forach notorycznie spotykam wpisy, które nazywam „umysłowym kociokwikiem”.
Dziecko idziemy kąpusiać? – czemu nie kąpać?
(Dziecko)Teraz będzie papusiało – dlaczego nie jadło?
Dziś niuni podam meliskę.
Aktualnie Pierworodna składa już sylaby, mówi mama, tata. Czasami jej zabawne zbitki liter zaskakują.
To co ważne, cały czas staramy się przy niej mówić „normalnie”, bez zbędnych językowych ozdobników czy zdrobnień. Nie chcę, aby moje dziecko za chwilę w swoim słowniku miało same zdrobnienia, albo inne dziwne naleciałości. Oczywiście mam świadomość, że nie da się (jak ja nie lubię tego zwrotu) uniknąć wszelkich zwrotów z nowomowy, czy innych cudowności. Staramy się jednak, żeby język jakim mówimy do naszego dziecka, był poprawny, czysty i po polsku.
Język ojczysty towarzyszy nam podczas każdej zabawy. Wiem, że czytając książki rozwijamy mowę dziecka i jego zasób słów. Wprowadzając ciekawe atrakcje do codziennego dnia motywujemy do uruchamiania ukrytych pokładów wyobraźni.
Życie zweryfikuje nasz wybór. Może to co dla mnie jest „umysłowym kociokwikiem” wygra z prostą, poprawną polszczyzną? Oby nie! Wierzę, że są jednak ludzie dla których wypowiadane słowa mają ogromną moc.
A może to wszystko tylko mnie tak mierzi.
Jakie są Wasze spostrzeżenia?
10 komentarzy
Gosiu, ja też tego nie rozumiem- ale ponieważ nie jestem rodzicem często słyszę „będziesz miała swoje to zobaczysz”. Cóż- jak będę miała „swoje” to również będę mówiła do niego normalnie.
Sformułowania „będziesz miała swoje” także nie znoszę
uwierz mi mnie to irytowało, gdy nie byłam rodzicem i tak już zostało 🙂
Od początku usiłuję wszystkich dziadków „ciotków” nauczyć, że dziecko to też człowiek i trzeba mówić jak do człowieka. Popieram całym sercem!
i oby nam wytrwałości nie zabrakło i dziecko w przyszłości doceniło 🙂 Z dziadkami i ciotkami to rzeczywiście czasami ciężko. Nie wiem skąd się u nich bierze, że „ciućkanie” jest bardziej zrozumiałe dla dziecka niż normalne posługiwanie się językiem.
Zdecydowanie NIE zdrobnieniom. Osobiście od samego początku z żoną, moją cudowną:) mówimy do córki pełnymi zdaniami i nie pozwalamy na oglądanie telewizji dłużej niż 30-45 minut… W efekcie, nasza siedmiolatka ma zdecydowanie bardziej rozbudowane słownictwo, niż coponiektórzy dorosli… Poza tym słychać w jaki sposób rodzice rozmawiają między sobą, wystarczy posłuchać dzieci…
zdecydowanie się z Tobą zgadzam, że dzieci mówią (będą mówić) tak, jak mówi się u nich w domu. Cieszę się, że nie tylko mnie irytują zdrobnienia
Oj tak, z dziadkami to pod tym względem jest utrapienie. Nie dość że ton głosu od razu zmieniają jak mówią do dzieci, wszystko zdrabniają, to jeszcze w ogóle słowa dziwne wymyślają. Aż mnie nieraz głowa od tego boli 😉
Ja w ogóle tego nie akceptuję. Zwracam uwagę.
tak, z tym tonem głosu jest coś na rzeczy 🙂